I nastała Jebnia. Nikt, prócz Niej nie potrafił rozmnożyć NONSENSU do granic jej wytrzymałości. I choć wszyscy mówili, że chcą, nikt nie wiedział czego tak naprawdę pragną w materii pierwotnej egzystencji ich jebanej w dupe.
No tak… ale, albo nie, chociaż może… nie, no jednak nie… ale gdyby, gdyby tak… wyżej, niżej… w bok… nie od tyłu, eee nie, nie bądźmy konwencjonalni… od tyłu to już było… prawda (?)
Prawda! – jak wysoko byśmy Jej nie stawiali, jest swoistą Ceremonią ontologizującą, której prawda!
Na początku był koniec – zjedli go nożem i widelcem. Smakował im, mimo że goniło ich potem do kibla przez cały, dłuuugi dzień.
Zenon postanowił odkupić swoje grzechy. Zaserwował swojej Żonie ultrawysublimowaną kaszankę cytrynową, dzięki której przeistoczyła się w nimfę indygowo-istniejącą.
Jaki zenon (przez małe „zet”) – gdzie tu punkt odniesienia. Nigdzie umówmy się, bo jeśli myślę i mówię Ja – to mówię wszystko i jeszcze więcej. Stań teraz przede mną – stań potrafisz (?) Nie (?) No trudno – Ja (Ja Ja) to przerobiłam. Rozumiesz (?) Przetrawiłam, wydaliłam i Jestem!!! A ty zostałeś w tyle ze swoim punktem odniesienia! Gratuluję – naprawdę życzę szczęścia!!! Zostałeś w tyle!!! Powodzenia. Umarłeś!!!