Musztarda

Na początek damy trochę czadu

Czynnie werbalizowana linearna introdukcja epistolarna uwieńczona wilgotną czynnością o wysokiej temperaturze

Mario, Olo

Na początek damy trochę czadu

Czynnie werbalizowana linearna introdukcja epistolarna uwieńczona wilgotną czynnością o wysokiej temperaturze

Yo! Na początek damy trochę czadu. To tak dlatego, że jak już przestaniemy, to Wam nadal będzie wydawać się, że jest czad, a nie będzie. Bo tak naprawdę, to chodzi o to, żeby ściemnić na maksa a nie o to, żeby po prostu powiedzieć (a raczej napisać) coś i myśleć, że to wystarczy, bo nie wystarczy; nie wystarczy raczej napisać cokolwiek o czymkolwiek, by po prostu powiedzieć, ale trzeba właśnie pokazać, o co chodzi. No właśnie! Właśnie tak należy postąpić, wymaga się bowiem konieczności wymuszenia niezbędnych czynności po to, by owe zalecenia respektować, nie zaś ignorować, a co za tym idzie, nie dać po sobie poznać, że są nam one obojętne, są one bowiem niezbędne do postąpienia tak właśnie, jak należy postąpić. Dokładnie! Bo weźmy na ten przykład takiego Zdziśka, jak on powiedzmy powie, że tak ma być – nie żeby chodziło o to, że mu coś nie pasi bo coś tam, ale on po prostu wie o co chodzi, to wówczas musi być tak, jak być musi, a nie tak, jak nie będzie, bo jest mus, nie dlatego, że ktoś tam coś tam, ale właśnie z tej przyczyny dlatego, że nie może być tak, jakby nie musiało nie być. A najlepsze to jest to, że jakby dajmy na to wszystko powiedzmy było odwrotnie, to i tak nie można byłoby stwierdzić, że tak jest, bo przypadki chodzą po ludziach i zawsze można powiedzieć, że komuś się poprzestawiało i teraz wydaje mu się, że nie wiem co tam znaczy to, co mówi. Jeśli mówi bowiem do rzeczy, to za stanowiłoby się być należało nad tym, co skuteczniejsze jest w akcie mówienia: rzecz, timbre, wygląd czy akt, te bowiem z wielu czynników innych mają najniebagatelniejsze znaczenie w tej sprawie, jeśli natomiast mówi od rzeczy, to czynniki, do których byłoby należało się odnieść, są całkowicie przeciwne podanym wyżej. Bo istota każdej wypowiedzi zakłada, że owa czynnikami najróżniejszej maści posługiwać się może a być może nawet powinna, bo one właśnie o jej istocie stanowią w sposób ostateczny, acz nie do końca konieczny, co nie przeczy zasadzie ogólności idei w niej samej zawartej. Idee bowiem rozpatrywać można dwojako: jako byt pojedynczy, albo jako byt mnogi, tyle, że ów drugi przypadek jest na tyle mało interesujący i w jakimkolwiek stopniu satysfakcjonujący w każdej materii, że można go pominąć, zaś przypadek pierwszy na tyle zajmujący i dostarczający emocji,  że zakwalifikować go można właśnie do kategorii idei idealnie ścisłych, podlegających permutacyjnie permanentnej samokontroli oraz zamkniętych w obrębie pewnego obszaru socjofizycznego. Zbliżamy się powoli do końca, a raczej do jego początku, co nie tyle nas nie martwi, co raczej powoduje, że strach przed nieznanym, przed tym, co jest „poza” zmienia punkt widzenia o sto osiemdziesiąt stopni i sprawia, że to, co inicjuje, zaczyna dopełniać, to co będzie początkiem było końcem a przestrzeń między nimi wypełnia się pustką. W pustce, a raczej w owej przestrzeni „pomiędzy” nie istnieje bowiem czas ani pojmowana przez niektórych tradycyjnie przestrzeń, lesz wymiary, zjawiska i siły nieznane tym, których umysły nie są nastawione na to, co trzeba, aby było konieczne temu, żeby widzieć to, co należy widzieć. Bo prawda dana może być tylko jednostkom wybranym, tym, których umysły są otwarte na to, co normalnie nie ma znaczenia – a ma i to zasadnicze, tym, co wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi, albowiem prawda jest taka, jaka jest i nie dlatego, że tak być musi, ale dlatego, że tak chce. Nikt tego bowiem nie ustalał nigdy ani ze mną, ani z nikim innym, co na tym poziomie ogólności jest w ogóle nie do pomyślenia, zważywszy, że klasa abstrakcji prawdziwości danej prawdy jest ściśle określona w granicach wytyczonych przez jaźń, możliwość i chęć osoby podającej rzecz za prawdę w kategoriach umowy z odbiorcą. Jego natomiast celem (odbiorcy, rzecz jasna) jest podążanie w kierunku, który był zawsze wytyczony, a raczej sam się wytyczył poprzez samoistną autorealizację swego bytu wzdłuż niezorganizowanej struktury, której on to nadaje porządek lokalny o charakterze bardziej ogólnym, ale nie w sensie globalnym, lecz poprzez atomizację struktur pojęciowych, których znaczenie znajduje się na osi owego kierunku. Dlatego też, kochani nasi, podążając po osi struktur pojęciowych skrystalizowanych w trakcie rozważań na tematy realizowalne tylko i wyłącznie w przestrzeni o ściśle wymuszonej polaryzacji, jesteśmy zmuszeni do uznania przewagi tym razem czynników zewnętrznych nad wewnętrznymi, które chcąc nie chcąc każą nam ku naszej radości, a wręcz preinicjatywie stwierdzić, że całujemy Was gorąco. Wiecie, o co chodzi. Pa! Mario & Olo

A może całkiem przypadkowo inne słowa, słowa, słowa...

Poszukiwania pierwotnego odkupienia kulinarnego niespodziewanie prowadzą do śmiertelnego wyznania wydalniczego

Sydka, Gohna, Pedro, Olo

Monachijska refleksja paranoiczna w desperacji spowodowanej brakiem kolacji

Gohna, Eryk, Olo

Dramat romantyczno-przyrodniczy, spisany z fal szumu w oczekiwaniu na nieoczekiwane pod parasolem u Hirka w Starym Folwarku

Jadzia, Magda, Pablo, Olo

Dygresyjny erotyk meteorologiczny inspirowany desperacją monachijskiej peregrynacji

Gohna, Eryk, Olo