Musztarda

Słońce świeci, deszczyk pada

Dygresyjny erotyk meteorologiczny inspirowany desperacją monachijskiej peregrynacji

Gohna, Eryk, Olo

Słońce świeci, deszczyk pada

Dygresyjny erotyk meteorologiczny inspirowany desperacją monachijskiej peregrynacji

Słońce świeci deszczyk pada
Huj do pizdy się zakrada
A w nocy
Sterty zapoconych kocy
Serce płacze dusza śpiewa
A Kazika krew zalewa
Krew zalewa mu już ryja
Bo nie może spuścić z kija
Z kija w brodę do czajnika
I apetyt już zanika
Koty miałczą
Psy szczekają
A kokoty się puszczają
Czajnik w brodę mu zajebał
Aż mu spadła gwiazdka z nieba
Spadła mu na czerep twardy
I rozbiła słój musztardy
A na drzewie siedzi
Świnia i z każdego się nabija
Nie nabija, tylko strzela
W ryja, bo tak się udziela
A udziela mu się wielce
W płaszczu, kurtce lub butelce
Tak się udziela, bo jest
Niedziela. A w piątek
nastanie nowy początek

Początek czasów zbrodni i kary
Za dwa zabójstwa i kradzione zegary
Jeśli tylko odzyska wątek
Utraci szybko skradziony majątek
A jeśli majątku nie utraci
Będzie mordował wszystkich braci
Siostry i wujków, ciotki i babcie
Będzie ich zjadał – ich i ich kapcie
I nie pomogą już nigdy mu wszyscy święci
Gdy obłęd łeb mu ukręci
Jego kuzyni będą wkurwieni
Że nie doczekali ostatniej niedzieli
Ani poniedziałku, wtorku i środy
Gdyż w środę mieli wycinać im wrzody
Wrzody wstrętne ich małpiej natury
I już nigdy nie pozbędą się zwierzęcej postury
I tylko już w grobie
Słychać ich skomlenie
Jak bardzo chcieli żyć
Tego nikt nie wie
I nigdy się nie dowie – dzisiaj ani jutro
Ponieważ ciotce ich mole zjadły futro
Futro było tylko podpuszczeniem
Tak jak skazanie Koconia na rozpuszczenie
W toni kwasu i ludzkich pomyj

I tylko Kocoń jeden wie
Jak długo będzie męczyć się
Jeśli nie Kocoń to jego
Ciotka, która zgwałciła we śnie Włodka
Włodek zasługiwał na tę śmierć okrutną
Ponieważ nie mole, tylko on zjadł futro
Konał długo i cierpiał niemało
Az w końcu głowę mu rozjebało
Po rozjebaniu głowy smród był
Nietęgi, więc zapisałem to
Do magicznej Księgi
Która się spaliła wczoraj wieczorem
Gdy ją położyłem pod telewizorem
Na myśl o Włodku ciotka strachem
Przejęta
Pożarła swym ryjem kiełbasy dwa pęta
I oto cud się wytworzył niewąski
Włodek zmartwychwstał i powbijał
Kołki
W ścianę w dechy w podłogę i w nogi
Powbijał we wszystko w domu ciotki niebogi
A na koniec jednym ciosem huja
Rozpłatał głowę wuja
I tu się kończy wierszyk, którego wpieprzył
Świerszczyk

A może całkiem przypadkowo inne słowa, słowa, słowa...

Monachijska refleksja paranoiczna w desperacji spowodowanej brakiem kolacji

Gohna, Eryk, Olo

Dramat romantyczno-przyrodniczy, spisany z fal szumu w oczekiwaniu na nieoczekiwane pod parasolem u Hirka w Starym Folwarku

Jadzia, Magda, Pablo, Olo

Poszukiwania pierwotnego odkupienia kulinarnego niespodziewanie prowadzą do śmiertelnego wyznania wydalniczego

Sydka, Gohna, Pedro, Olo

Czynnie werbalizowana linearna introdukcja epistolarna uwieńczona wilgotną czynnością o wysokiej temperaturze

Mario, Olo