Musztarda

Melondramat

Dramat romantyczno-przyrodniczy, spisany z fal szumu w oczekiwaniu na nieoczekiwane pod parasolem u Hirka w Starym Folwarku

Jadzia, Magda, Pablo, Olo

Melondramat

Dramat romantyczno-przyrodniczy, spisany z fal szumu w oczekiwaniu na nieoczekiwane pod parasolem u Hirka w Starym Folwarku

MELONDRAMAT

(dla kurwa chętnych)

by

Jadwiga, Magda, Pablo & Olo

OBSADA:

Heniek – amant wizjoner (Bantosz) (Zbigniew Buczkowski)

Wredny Lucek – wściekły rugbysta (Drożdżu) (Krzysztof Majchrzak)

Zygmunt – szofer wąchal (Ziecki) (Andrzej Grabowski)

Zenobia – polna baba (Jadwiga) (Zofia Merle)

Halina, ksywa Piesek – staropolska kurwa przydrożna (Gochna) (Katarzyna Figura)

Kornel – saksofonista, grywa zwykle na zakrętach (Pedro) (Maciej Maleńczuk)

Marysia – córka Zygmunta, lat 13 (Syda) (Alicja Bachleda-Curuś)

Piękna Grażyna zwana Sprężyną (Monika) (Adrianna Biedrzyńska)

Mieczysława Fogg – wróżka, wróży we mgle (Pyśka) (Maja Komorowska)

Okoliczne bydło w zasadzie podobne do kunia (Olo & Pablo) (Bogusław Linda, Cezary Pazura, Olaf Lubaszenko, Wojciech Malajkat)

Niemcy (Pedrosy) (Leon Niemczyk, Daniel Olbrychski)

Helmut von S. (Przemo) (Stefan Friedmann)

Autorzy (Jadwiga, Magda, Pablo, Olo) (Marcin Świetlicki, Tymon Tymański)

Inni autorzy (Syda) (Gustaw Holoubek)

Żaby (Monika, Magda, Gochna) (Varius Manx)

Autor (Pablo) (Bogusław Wołoszański)

Ruskie (Jadwiga, Olo, Pablo) (Danny Glover, Sidney Poitier, Omar Sangare, Bożydar Murgan, Mamadou Diouf, a Pele?)

Grzybiarz (Przemek) (Stanisław Tym)

MIEJSCE:

Gdzieś

TEXT:

ZENOBIA:

Uj cóś mie w kościach jebie pewnie jakieś miastowe znów się bedo w polu gonić.

KORNEL:

b-mol-c-mol-d-mol-ka (zagrał – nie powiedział, w ogóle rzadko mówił)

ZENOBIA:

A to znowu ten muzykant jebaka. Lepiej by szanty pograł, pedał jeden. O! A oto i słodki Zygmuś się zbliża.

ZYGMUNT:

Bydlaku jebany! Zrzędzenia jego słuchać nie mogę, giez uwalił moją nogę. Dawać mi tu Grażynę Sprężynę!

ZENOBIA:

Lepiej byś Zygmuś wąsa podkręcił i opowiedział jak to car na Hance twojej jeździł.

KORNEL:

d-mol-e-mol-a-mol (zarzęził bardziej niż zagrał – dopiero uczył się grać, a uczył się z niemieckiego podręcznika dla muzykalnie uzdolnionych faszystów z Dolnej lub Górnej Nad-Pod-Renii lub Westfalii – trudno powiedzieć)

GRAŻYNA SPRĘŻYNA (przechodząc od niechcenia):

…ta „car na Hance” tak na mnie działa, że aż sama się gnę we wszystkie strony naraz. A takie tu Niemce – piękne chłopaki dokoła. Szkoda tylko, że nie można z nimi wprost. Oj pójdę sobie zmylić jednego…

WRÓŻKA MIECZYSŁAWA (zza mgły):

Bimsa-la-bimsa a kuka-racza. Zwabisz dziś Niemca w kierunku sracza. (Potem do wniosków dochodząc wielu, zza zakrętu wyszedł Kornel saksofonista – prześliczny zresztą, a grą swą…?! Bydło – to była jego jedyna słuszna publika)

OKOLICZNE BYDŁO:

E! Pedały i kurwy wypierdalać bo my tu zabawimy się a jak nie to nasramy na każdego, który powie cokolwiek mniej od czegoś, o czym nie wiemy jeszcze nic.

HENIEK (popierdując nieco):

To okoliczne bydło tak ruje rajcuje, że coś bym zerżnął naprędce, w rowie, gdzie ten Kornel – Żyd jebany coś popierduje na saksie, może jakąś niemrę, bo niemcóff tu całe mrowie (kulał trochę, bo nogę w stawie skręcił) O! Idzie Marysia, dobre i to, ten pierdolony wąchal Zyga pojechał do Niemiec w trasę (na stronie ni to do bydła-chóru, ni to do siebie).

MARYSIA (paląc skręta):

Dobrze, że stary do rajchu pojechał – będzie za co jarać. A tu co za pedał idzie – o piękny Heniek; trzeba go jakoś znęcić i na melinę do Lucka zaciągnąć.

HENIEK:

Cześć malutka, tatuś w domu, hę? (spytał, choć wiedział, że Zygmunt w trasie lub w transie)

MARYSIA:

A co masz ochotę na marysię? Trochę jej jest. Możemy się zabawić.

HENIEK:

Wiesz, całkiem duża już jesteś, uda masz dziarskie, sama rozumiesz dziewczyno, nie ma na co czekać, trzeba z życia brać i używać!

MARYSIA:

Używam, używam. Słyszałeś pewnie, że zaciągam się od dołu biorąc skręta między uda… Chcesz zaciągnąć się spomiędzy nich?

HENIEK:

Czemu by nie, bardzo, że tak powiem chętnie, gdyż w Tajlandii będąc nie tak i siak używałem używek w tym marychy. Chodźmy zatem do drewutni, gdyż tu na drodze jeszcze posterunkowy może nas znienacka najść i wsadzić do pierdla, bo to widzisz nielegalne czy cuś. (Na stronie) Posterunkowy nie istnieje w tym melondramacie, ale kto go tam wi!

OKOLICZNE BYDŁO:

Miejscowe zawsze ruchali się po kątach, ale te obce obyczaje przez zamorskich przywleczone to istna plaga i upadek moralności. (przeciągle i smutno) Uuuuu!!!!

HALINA (widząc Heńka i Marysię z pobliskich zaroślaków):

Kurwa ich mać! Ten Heniek zbok jeden do dzieciaków się bierze a mnie to nawet nie powącha, pies jeden!

WREDNY LUCEK (wsadzając Halinie od tyłu):

A ty suko co? Myślisz, że tylko ciebie mają wąchać, a ty innych to już nie? Ja ci zaraz pokażę.

(Jak rzekł, tak i uczynił, nadziewając Halę aż włosy rzadkie i słabowite gdzieniegdzie porastające jej czaszkę, dęba stanęły)

HALINA:

Oooo! Lucuś kochany, dawaj, dawaj!

MARYSIA (słysząc Halinę, do Heńka):

Widzisz jak to się robi? Zamiast mnie wyruchać porządnie to pierdolisz jak poparzony. Wyjmuj sprzęt, bo cię gorącym żurem poleję.

(tymczasem) ZYGMUNT:

Cholera jasna! (cóś go tkło) W domu chyba coś się dzieje niedobrego, Marysia dokazuje z jakimś fagasem, przeczucie mnie nie myli chyba, bo to przecie Moja córeczka, moja ci ona, mojaaa!!!

To wykrzykując nagłym skrętem kierownicy obrócił swojego TIRa o 180 stopni i pogrzał ku granicy. Nie zwrócił przy tym uwagi, że jego nagły manewr spowodował kraksę – dwa VW Passaty zderzyły się czołowo, co spowodowało upływ krwi niemieckiej – znaczny upływ – co nie uszło uwadze autorów dramatu. Dotarł na miejsce w momencie, gdy jednocześnie Lucek spuścił się Halinie w dupę, a Heniek Marysi w buzię, co wkurwiło go tak, że sam spuścił się na kierownicę tak, że klakson zwarł się na dobre i wył jak opętany.

OKOLICZNE BYDŁO:

Łuuuuu!!!

Zawyło, starając się dorównać zygmuntowemu klaksonowi, po czym wylało, wytrysło, powódź czyniąc w trzech okolicznych wioskach i siołach, wyłączając tutejszą.

ZYGMUNT:

Nie będzie mi tu bydło spermą w twarz! Spermochlapy jebane! Wszystkim wam każę dupy uciąć przy samej szyi i nasram do środka na czarno! Pedały!

Bydło było bardzo zdegustowane tymi słowy. Jedyną konkretną pożywką była dla nich owa ciecz, którą tak namiętnie produkował dla nich Lucek (Lucek – posiadacz niezwykle pojemnych jaj). Wróżka Mieczysława Fogg odczuła produkcję, gdyż białe ściany nie były jej w smak. Wszystko to wynikało z jakże konserwatywnego pożycia wróżki, która po prostu czekała na drżenie podłoża (raz w miesiącu odwiedzało ją bydło).

KORNEL:

Na miejscu będzie tu zagrać znany szlagier „W domach z betonu nie ma wolnej miłości”.

Jak powiedział, tak zagrał, kalecząc utwór niemiłosiernie, a także środkowy palec lewej nogi, którą pomagał sobie podczas gry.

O kurwa!

Zawył siarczyście, bo zabolało go jak jasna cholera – każdego by zabolało. Pablo Dwa El zasyczał, gdyż wyobraził sobie ten ból, podobny do ukąszenia wigierskiego gza. Pablo Dwa El należał co prawda do całkiem innej historii, ale w tej pojawił się dlatego, że również lubiła zabawić się z bydłem.

GRAŻYNA SPRĘŻYNA:

Wywiało stąd Niemców, ani jednego, zaraza jakaś czy co?

              Nie zauważyła, że trzech z nich właśnie posuwa ją w kakao.

Och! Och! Jak cudnie, może trochę obłudnie, ale jest tak cudnie.

NIEMCY:

Gut! Gut! Polnische banditen, tfu, dziewczynen!

MARYSIA:

(Jarając kolejnego szluga) Kurwa jego mać faszysta jebany znowu był na najebce totalnej, Heńka przegrzmocił i zdrowo się napocił. Zemstą cała pałam na tego robala bo gównojad jest i huj, na co mój codzienny znój?

NIEMCY:

(Których już przecież nie było) ja gut ja gut ja gut ja gut

POLNA BABA:

Ci pierdoleni Niemcy panoszyli się tu, panoszą i chyba będą się panoszyć, a o starszych nikt nie pamięta, tak było jest i będzie! Kurwa!

NIEMCY:

Mówisz i masz. Panowie ruchamy! Jebać stare baby!

Tu nastąpiło krótkie spięcie między autorami w kwestii lingwistycznej – tj. w kwestii niemieckiej Ferfluhte! Donnerwetter! Jebać autorów, którzy w tej opowieści są najmniej istotni i która mogłaby się bez nich całkowicie obejść.

POLNA BABA:

Pamiętam, jak w 43-cim…

NIEMCY:

Rue! Staha baba!

POLNA BABA:

Meine liebe Herren! Żadne rue tylko kiss me w dupe!

KORNEL:

Co jest kurwa! Nikt mnie tu nie słucha. Chyba przerzucę się na TUBĘ, będzie głośniejsza.

MARYSIA:

(Ruchana przez okoliczne bydło) Graj z dupy, będziesz miał większą siłę przebicia.

OKOLICZNE BYDŁO:

Kornel! Wal się na ryj, idioto.

KORNEL:

Grałem w Copot i w Mrągowie, że nępole, nikt nie powie, z wrażenia zlałem się w spodnie. Tak cudnie grałem, wymiękałem. Wy nie wiecie co to sztuka?! Huj wam w dupa!

NIEMCY:

Weg! Staha baba!

POLNA BABA:

To jest pomysł, idem do lasu, nazbieram i zrobie przetwory na zimę, bo będzie sroga, że hoho!

OKOLICZNE BYDŁO:

To spierdalaj, i to już, Meee!

Polna baba poszła jak kuna jak nie pyszna. Bo Pyszna nie była, nieco łykowata. I waliło jej z dupy zgniłą kapustą, którą przechowywała tam na zimę. Z lasu dochodziło donośne czkanie, to dziki uskuteczniały miłosne awanse do okolicznego bydła. Bydło było jednak zajęte Marysią i odprawiło dziki do wróżki Mieczysławy, żeby powróżyła im ze zeschłego łajna. Dziki na to nie namyślając się wiele pognały jak kuny i co kuń wyskoczy w kierunku mgły, gdzie postękiwała Mieczysława Fogg.

KORNEL:

Jebać was wszystkich, za grosz kultury w was jebane buraki i wsiury wasza mać!

Dziki w odpowiedzi na tak niezasłużone zarzuty porykując, pokwikując i chrząkając odjebały taką symfonię, że Kornelowi szczena opadła do butów.

Paręset kilometrów stad (w Niemczech) z rozbitego VW Passata wygramolił się Helmut von S.

HELMUT VON S.:

Coś mi przypomina, czy to jawa czy sen. (do melodii Wagnera)

AUTORZY:

Jak jawa! Jak sen! Wypad zeń!

INNI AUTORZY:

Gjtma krwghr wrgmrnt prwkrthk wlpntkrt mliepulkapm.

KORNEL:

Tym też odbiło. Kto to pisze? Czy ma tego świadomość, frustracja i nihilizm i powrót do volku, tfu!

MARYSIA:

Fakt! Mogliby cos z tym zrobić. To bydło rucha mnie i rucha, aż mnie dupa boli. Może bym im obciagnęła?

              Tu dygresja odautorska o Drożdżu – a propos.

OKOLICZNE BYDŁO:

TEJ!

              Zaklęło z poznańska i z uznaniem – dla autorów, nie dla Drozdża.

OKOLICZNE BYDŁO (kontynuując):

Ruchanie Marysi weszło nam w krew i w poznańskim, ziemniaczanym rytmie i tej i raz i tej i raz będziem posuwać ją do krwi ostatniej

              Miejmy nadzieją, że ta deklaracja nie jest pustomruczeniem.

MARYSIA:

Właśnie, właśnie to przecież TE DNI!

              Po czym rozlała i wybroczyła krwią, która przyćmiła wszystko, co było dookoła – słońce krwiście zaszło…

NIEMCY:

O kurwa! (nauczyli się nieco polskiego) Jak w bawarskiej rzeźni! GOT MIT UNS!

              Wdziali pikelhauby, bagnety chwycili w dłoń i poczęli je intensywnie pocierać chcąc wywołać efekt zesztywnienia.

ŻABY (nie wiadomo skąd, pewnie z bagien):

O re re re, psie krwie!

W tym czasie Lucek rozpalił stodoła miejscowego kułaka, wokół której przy rozgrzewającym ogniu pierwotnych chuci rozsiedli się: Heniek, Zygmunt, Zenobia, Halina, Kornel, Grażyna, Mieczysława i oczywiście okoliczne bydło, które nadal posuwało Marysię.

WSZYSCY:

Płonie stódóła i szumiom kniej, Mieczysława jest wśród na. Może wy-wró-ży nam dziwne dzie-je. Wam i Niemcom je-je-je!!!

AUTORZY:

Wexta kurwa zmieńta repertuar, bo was wyślemy na księżyc i nie będzieta tu występować. TYLKO MY!

KORNEL (nieustępliwie):

Przy ognisku, przy ognisku Niemców trzeba prać po pysku (zaintonował i dodał) Pamiętajmy kurwa o ideałach sierpnia i co kurwa zapomnieliście Grunwald 1410 i Berlin 1945?

AUTOR:

A Stalingrad?

HALINA:

To fakt, Ruskie niczego sobie jebiom, ze wióry lecom – słowiańska dusza!!! Ech, było, minęło!

RUSKIE (znienacka):

Powrócimy wierni, uderzymy w czerni, zajebiemy psa. My wspaniale czarni, niechaj zdechną marni. Trala la la la.

LUCEK:

My tu Rusków nie chcemy, zaraz im dojebiemy. Zalejemy ich wrzatkusiem i puścimy z dymusiem.

GRZYBIARZ (nota bene dyrektor lasów państwowych):

Hola, hola! Proszę uważać na ogień. Mogą państwo łatwo zaprószyć ogień. Będzie pożar i pożal się boże, co to będzie, co to będzie, ze powtórzę z naszymi bądź co bądź nie niemieckimi lasami w końcu, ale naszymi polskimi, państwowymi, ten tego, lasami, hej, hej, hopsa sa krakowiaczek jeden polski on a nie niemiecki, nasz on patriotyczny, ze tak powiem, bo kandydować mam zamiar do Sejmu naszej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, bo musicie wiedzieć, że…

WSZYSCY (chórem razem z bydłem okolicznym, w końcu chór to jego rola):

WYPIERDALAJ!!!

BYDŁO (solo do grzybiarza):

Ty nam tu huju niech oczu nie mydli, bo z lasu jest, a my polny naród, so nie widzimy w ciebie przedstawiciela co by nas przedstawił jeb się wiec w łeb i do sejmu reprezentuj grzyby co to pleśnieją, nie zaś nas – nową silną, zdrową krew narodu.

HENIEK (wystąpiwszy jako ta perła przed wieprze):

W odpowiedzi właśnie, ja chciałem tu przed audytorium oznajmić, że nastąpiła u mnie przemiana nie-ba-ga-tel-na, stałem się nowym, jakościowo lepszym CZŁOWIEKIEM. TAKO TEŻ I IDEM WE WIOSKI I NIEŚĆ BĘDĘ… JESZCZE NIE WIM CO, ALE PÓJDEM (i tyle go widzieli)

HENIEK (kontynuując):

(nic nie powiedział, bo go nie było)

BYDŁO:

I co on kurwa chce zanieść, przecież nic nie wziął.

MIECZYSŁAWA (wróżka z mgieł):

Gejsa vel Gejsza bydło pierdolone! Co wy wiecie o idejach i wyższych tam, hen, hola, hola. Heniek poszedł hen i teraz mówmy o nim HEN-iek. Prostaki, jebaki!!!!!

GRAŻYNA SPRĘŻYNA:

Heniek przepadł bez wieści (w domyśle: kto me cyce popieści)

BYDŁO (złośliwie):

Złośliwi mogliby powiedzieć o nim he- Niek! Albo jeszcze bardziej he! Nie! k… i my to powiemy.

MARYSIA:

Mówcie co chcecie, ale wiedział jak to się robi, miał sprzęt i wszystko na ten tego klimat-temat. Wiedział do czego służy flet, w odróżnieniu od Kornela i jego saxofonu, on buja w obłokach.

ZYGMUNT:

Ty się mała nie pyskuj, bo o sprzęcie znasz tylko bardzo niewiele a i to jednostronnie bo tylko na prostym flecie grać potrafisz a i to nie bardzo, bo zamiast ciągnąć dmuchasz.

MARYSIA (nieco dydaktycznie):

Sam mnie tego nauczyłeś ojcze, nauki pobierałam pilnie i mobilnie, jako żeś kierowca i szofer i wąchol, jak mówiom w miastach, dmuchałam, bo chciałam by wąsy drgały i grały niczym wiatr na wietrze. UPS! Coś mję ugryzło!!!

LUCEK:

Ty stary byś młodej dał luz, bo tu się ruchać chce, a my tu mamy co, bydło posuwać? Laska dobrze ciągnie, a że tobie dmucha, toś widocznie pedał, bo to ty powinieneś dmuchać.

OKOLICZNE BYDŁO:

Ej! Ej! Ej! Bo to my gorsze bo bydło, swoje jaja i wymiona mamy i dumę tyż Muuu jaaa!

LUCEK:

Wy bydło se ruchajcie Marysie, bo tak wam autory piszą, a my musimy se rade dać sami, bo ona taka kurwa nierychliwa, bo pewnie ją te autory posuwają.

MIECZYSŁAWA (śpiewnie trochę):

Z Miasta Są Oni, Będą Chędożyć!!! Olaboga

KORNEL (śpiewnie przez nos):

Bydło? Miastowe? Chędożyć gotowe? Toż to proste wieśniacze przydrożne ruchacze, co to jebią bo jebią a rezultat żaden.

ZENOBIA:

Ty się Kornel weź za poezję lepiej bo to ci lepiej idzie niż ta muzyka. Pamiętam w trzydziestym trzecim…

KORNEL:

Ty nie możesz nic pamiętać, jesteś lekko pierdyknięta.

A może całkiem przypadkowo inne słowa, słowa, słowa...

Soniczna laurka urodzinowa dla Sydki uczyniona na Solnej do tekstów Jana Brzechwy, Pabla Nerudy, e.e. cummingsa i NN z gościnnym udziałem głosów niemęskich. Opracowanie dźwiękowe: Olo

Mario, Olo

Monachijska refleksja paranoiczna w desperacji spowodowanej brakiem kolacji

Gohna, Eryk, Olo

Poszukiwania pierwotnego odkupienia kulinarnego niespodziewanie prowadzą do śmiertelnego wyznania wydalniczego

Sydka, Gohna, Pedro, Olo

Napięte incydenty zarejestrowane w monachijskim cieniu entuzjastycznej rezygnacji

Gohna, Eryk, Olo